sobota, 17 maja 2014
piątek, 2 maja 2014
35. Na jedno kopyto
Dawno, dawno temu,
opodal Krakowa
do szewca dwóch braci
poszło, do terminu,
czyli - by się uczyć,
zostać czeladnikiem
i piękne trzewiki
móc zrobić każdemu.
Antek był solidny,
pomysłów miał wiele.
Starał się, poświęcał,
cieszyła go praca.
A Franek chciał szybko
zakończyć robotę,
by mieć święty spokój
i do domu wracać.
Wnet, na pierwszej lekcji
poznali sprzęt szewski:
dratwę, raszplę, szydło
szpilorek, kopyto.
Na drugiej poznali
jak buty się szyje,
jak je uformować
żeby zgrabnie wyszło.
Na trzeciej – historię:
oba buty szewcy
na jednym kopycie
formowali zgrzebnie
dla wygody, ciepła
słomą je moszczono
stopy zawijano
onuckami z wełny
Lekcje były trudne
i raz przy nauce,
nie wiadomo czemu,
Franek wciąż przysypiał,
i takim sposobem
przegapił tę lekcję,
kiedy pokazano
dwa różne kopyta.
Dwa różne kopyta
lewe oraz prawe
z nich, miast jednakowych –
buty dwa do pary.
Pomysł nad pomysły,
prosty ale zmyślny -
dwa kopyta – taki
szewski wynalazek!
Z dwóch kopyt trzewiki
modne i wygodne.
Do stóp bardzo dobrze
są dopasowane.
A dalej mówiono
jak buty ozdabiać.
Ach! jaka to szkoda,
że przespał to Franek!
O tym, że nauka
w las nie poszła sobie
miał poświadczyć w cechu
państwowy egzamin:
Na koniec terminu,
każdy z chłopców młodych
musiał przygotować
butów aż trzy pary.
Gdy nadszedł egzamin,
młodzi czeladnicy
pokazali mistrzom
buty swe gotowe.
Zdali bracia obaj,
a na buty Antka
patrzyła z uznaniem
starszyzna cechowa.
Bo zrobił wzorowo
butów różne pary:
trzewiki, półbuty,
damskie pantofelki.
A że zdobił pięknie
za to go w uznaniu,
zdolnego Antośka,
przezwano Szydełkiem.
Franek zdał egzamin
lecz na gorszą notę,
bo trzy pary butów
tak samo ozdobił.
Ale to nie wszystko
przez przespaną lekcję
na kopycie jednym
wszystkie buty zrobił.
Egzamin skończony,
dyplomy rozdane,
koledzy Frankowi
planują przezwisko:
Skoro wszystkie buty
wyszły takie same,
będą za nim wołać
Franciszek Kopytko!
I stąd powiedzenie
„na jedno kopyto”.
Jeśli monotonnie,
bez zastanowienia
Działa ktoś, tak tylko,
zgodnie ze schematem
nie bacząc, że nudnie,
że się nic nie zmienia.
Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie
opodal Krakowa
do szewca dwóch braci
poszło, do terminu,
czyli - by się uczyć,
zostać czeladnikiem
i piękne trzewiki
móc zrobić każdemu.
Antek był solidny,
pomysłów miał wiele.
Starał się, poświęcał,
cieszyła go praca.
A Franek chciał szybko
zakończyć robotę,
by mieć święty spokój
i do domu wracać.
Wnet, na pierwszej lekcji
poznali sprzęt szewski:
dratwę, raszplę, szydło
szpilorek, kopyto.
Na drugiej poznali
jak buty się szyje,
jak je uformować
żeby zgrabnie wyszło.
Na trzeciej – historię:
oba buty szewcy
na jednym kopycie
formowali zgrzebnie
dla wygody, ciepła
słomą je moszczono
stopy zawijano
onuckami z wełny
Lekcje były trudne
i raz przy nauce,
nie wiadomo czemu,
Franek wciąż przysypiał,
i takim sposobem
przegapił tę lekcję,
kiedy pokazano
dwa różne kopyta.
Dwa różne kopyta
lewe oraz prawe
z nich, miast jednakowych –
buty dwa do pary.
Pomysł nad pomysły,
prosty ale zmyślny -
dwa kopyta – taki
szewski wynalazek!
Z dwóch kopyt trzewiki
modne i wygodne.
Do stóp bardzo dobrze
są dopasowane.
A dalej mówiono
jak buty ozdabiać.
Ach! jaka to szkoda,
że przespał to Franek!
O tym, że nauka
w las nie poszła sobie
miał poświadczyć w cechu
państwowy egzamin:
Na koniec terminu,
każdy z chłopców młodych
musiał przygotować
butów aż trzy pary.
Gdy nadszedł egzamin,
młodzi czeladnicy
pokazali mistrzom
buty swe gotowe.
Zdali bracia obaj,
a na buty Antka
patrzyła z uznaniem
starszyzna cechowa.
Bo zrobił wzorowo
butów różne pary:
trzewiki, półbuty,
damskie pantofelki.
A że zdobił pięknie
za to go w uznaniu,
zdolnego Antośka,
przezwano Szydełkiem.
Franek zdał egzamin
lecz na gorszą notę,
bo trzy pary butów
tak samo ozdobił.
Ale to nie wszystko
przez przespaną lekcję
na kopycie jednym
wszystkie buty zrobił.
Egzamin skończony,
dyplomy rozdane,
koledzy Frankowi
planują przezwisko:
Skoro wszystkie buty
wyszły takie same,
będą za nim wołać
Franciszek Kopytko!
I stąd powiedzenie
„na jedno kopyto”.
Jeśli monotonnie,
bez zastanowienia
Działa ktoś, tak tylko,
zgodnie ze schematem
nie bacząc, że nudnie,
że się nic nie zmienia.
Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie
czwartek, 1 maja 2014
34. Z igły widły
Sierpniowym wieczorem
o słońca zachodzie
Kasia pod jabłonką
chustkę wyszywała.
Gdy Jasio widłami
siano zrzucał z wozu,
piosenkę o żniwach śpiewała.
Gdy refren ostatni
śpiewać zaczynała,
Jasio kończył pracę
i chciał iść do domu.
Gdy refren ostatni
już śpiewać kończyła,
urwała niteczkę czerwoną.
Supełek wiązała,
lecz igła upadła.
Wołała więc Jasia,
By szukać jej pomógł.
Bo igiełka drobna,
a trawa wysoka,
nie poszedł więc zaraz do domu.
Szukała wnet Ania
Jasieńka, braciszka.
Ujrzała go gdy szedł
do Kasi z widłami.
Wtem Kasia krzyknęła,
lecz co się tam stało
nie było dane ujrzeć Ani.
Przejęła się strasznie
i pędzi do domu,
a lament z daleka
płaczliwy podnosi,
że Jasio z widłami
na Kasię wprost idzie!
Rodzice ratunku! Pomocy!
Lecz czemu krzyknęła
Kasieńka znienacka?
Igiełkę znalazła
ukłuwszy się w palec.
A Jasio swych wideł
nie zdążył odłożyć,
zamiarów on nie miał złych wcale.
I każdy to wiedział,
kto słuchał tej bajki,
i każdy się Ani
z historii tej dziwi.
Nie było tak groźnie
choć jest skaleczenie,
lecz tylko z igiełki, nie z wideł.
A więc „z igły widły”
zrobiła Anusia,
bo ciut przesadziła,
stworzyła sensację.
Wyszła awantura
z nieporozumienia,
gdy spóźnił się Jaś na kolację.
Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie
o słońca zachodzie
Kasia pod jabłonką
chustkę wyszywała.
Gdy Jasio widłami
siano zrzucał z wozu,
piosenkę o żniwach śpiewała.
Gdy refren ostatni
śpiewać zaczynała,
Jasio kończył pracę
i chciał iść do domu.
Gdy refren ostatni
już śpiewać kończyła,
urwała niteczkę czerwoną.
Supełek wiązała,
lecz igła upadła.
Wołała więc Jasia,
By szukać jej pomógł.
Bo igiełka drobna,
a trawa wysoka,
nie poszedł więc zaraz do domu.
Szukała wnet Ania
Jasieńka, braciszka.
Ujrzała go gdy szedł
do Kasi z widłami.
Wtem Kasia krzyknęła,
lecz co się tam stało
nie było dane ujrzeć Ani.
Przejęła się strasznie
i pędzi do domu,
a lament z daleka
płaczliwy podnosi,
że Jasio z widłami
na Kasię wprost idzie!
Rodzice ratunku! Pomocy!
Lecz czemu krzyknęła
Kasieńka znienacka?
Igiełkę znalazła
ukłuwszy się w palec.
A Jasio swych wideł
nie zdążył odłożyć,
zamiarów on nie miał złych wcale.
I każdy to wiedział,
kto słuchał tej bajki,
i każdy się Ani
z historii tej dziwi.
Nie było tak groźnie
choć jest skaleczenie,
lecz tylko z igiełki, nie z wideł.
A więc „z igły widły”
zrobiła Anusia,
bo ciut przesadziła,
stworzyła sensację.
Wyszła awantura
z nieporozumienia,
gdy spóźnił się Jaś na kolację.
Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie
Subskrybuj:
Posty (Atom)