piątek, 2 maja 2014

35. Na jedno kopyto

Dawno, dawno temu,
opodal Krakowa
do szewca dwóch braci
poszło, do terminu,

czyli - by się uczyć,
zostać czeladnikiem
i piękne trzewiki
móc zrobić każdemu.

        Antek był solidny,
        pomysłów miał wiele.
        Starał się, poświęcał,
        cieszyła go praca.

        A Franek chciał szybko
        zakończyć robotę,
        by mieć święty spokój
        i do domu wracać.

Wnet, na pierwszej lekcji
poznali sprzęt szewski:
dratwę, raszplę, szydło
szpilorek, kopyto.

Na drugiej poznali
jak buty się szyje,
jak je uformować
żeby zgrabnie wyszło.

        Na trzeciej – historię:
        oba buty szewcy
        na jednym kopycie
        formowali zgrzebnie

        dla wygody, ciepła
        słomą je moszczono
        stopy zawijano
        onuckami z wełny

Lekcje były trudne
i raz przy nauce,
nie wiadomo czemu,
Franek wciąż przysypiał,

i takim sposobem
przegapił tę lekcję,
kiedy pokazano
dwa różne kopyta.

        Dwa różne kopyta
        lewe oraz prawe
        z nich, miast jednakowych –
        buty dwa do pary.

        Pomysł nad pomysły,
        prosty ale zmyślny -
        dwa kopyta – taki
        szewski wynalazek!

Z dwóch kopyt trzewiki
modne i wygodne.
Do stóp bardzo dobrze
są dopasowane.

A dalej mówiono
jak buty ozdabiać.
Ach! jaka to szkoda,
że przespał to Franek!

        O tym, że nauka
        w las nie poszła sobie
        miał poświadczyć w cechu
        państwowy egzamin:

        Na koniec terminu,
        każdy z chłopców młodych
        musiał przygotować
        butów aż trzy pary.

Gdy nadszedł egzamin,
młodzi czeladnicy
pokazali mistrzom
buty swe gotowe.

Zdali bracia obaj,
a na buty Antka
patrzyła z uznaniem
starszyzna cechowa.

        Bo zrobił wzorowo
        butów różne pary:
        trzewiki, półbuty,
        damskie pantofelki.

        A że zdobił pięknie
        za to go w uznaniu,
        zdolnego Antośka,
        przezwano Szydełkiem.

Franek zdał egzamin
lecz na gorszą notę,
bo trzy pary butów
tak samo ozdobił.

Ale to nie wszystko
przez przespaną lekcję
na kopycie jednym
wszystkie buty zrobił.

        Egzamin skończony,
        dyplomy rozdane,
        koledzy Frankowi
        planują przezwisko:

        Skoro wszystkie buty
        wyszły takie same,
        będą za nim wołać
        Franciszek Kopytko!

I stąd powiedzenie
„na jedno kopyto”.
Jeśli monotonnie,
bez zastanowienia

Działa ktoś, tak tylko,
zgodnie ze schematem
nie bacząc, że nudnie,
że się nic nie zmienia.

Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie

czwartek, 1 maja 2014

34. Z igły widły

Sierpniowym wieczorem
o słońca zachodzie
Kasia pod jabłonką
chustkę wyszywała.

Gdy Jasio widłami
siano zrzucał z wozu,
piosenkę o żniwach śpiewała.

   Gdy refren ostatni
   śpiewać zaczynała,
   Jasio kończył pracę
   i chciał iść do domu.

   Gdy refren ostatni
   już śpiewać kończyła,
   urwała niteczkę czerwoną.

Supełek wiązała,
lecz igła upadła.
Wołała więc Jasia,
By szukać jej pomógł.

Bo igiełka drobna,
a trawa wysoka,
nie poszedł więc zaraz do domu.

                 Szukała wnet Ania
                 Jasieńka, braciszka.
                 Ujrzała go gdy szedł
                 do Kasi z widłami.

                 Wtem Kasia krzyknęła,
                 lecz co się tam stało
                 nie było dane ujrzeć Ani.

                   Przejęła się strasznie
                   i pędzi do domu,
                   a lament z daleka
                   płaczliwy podnosi,

                   że Jasio z widłami
                   na Kasię wprost idzie!
                   Rodzice ratunku! Pomocy!

Lecz czemu krzyknęła
Kasieńka znienacka?
Igiełkę znalazła
ukłuwszy się w palec.

A Jasio swych wideł
nie zdążył odłożyć,
zamiarów on nie miał złych wcale.

   I każdy to wiedział,
   kto słuchał tej bajki,
   i każdy się Ani
   z historii tej dziwi.

   Nie było tak groźnie
   choć jest skaleczenie,
   lecz tylko z igiełki, nie z wideł.

A więc „z igły widły”
zrobiła Anusia,
bo ciut przesadziła,
stworzyła sensację.

Wyszła awantura
z nieporozumienia,
gdy spóźnił się Jaś na kolację.


Wierszyk zainspirowany konkursem "Słowa do rzeczy" organizowanym przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie